środa, 31 października 2007

LUDZIE PRZYCHODZą i . . . ODCHODZą

_
Ten rok wśród naszych znajomych został uznany jako BABY BOOM.
Niektórzy już mają (no, my też), niektórzy dopiero co mają, a jeszcze inni za chwilę będą mieć . Oczywiście są też tacy którzy dopiero się dowiedzieli że będą mieć. Także za kilka lat będzie spora gromadka latała dookoła nas ;)
Także życie rozkwita dookoła aż miło....

Jednak życie ma tez druga stronę ...

właśnie się dowiedziałem że dziś tzn. wczoraj zmarł Mirek ...

od bodajże ok. 18 lat partner mojej MAMY, czyli można powiedzieć mój "przyszywany ojciec"..
Po smierci Mojego Ojca żaden facet już nie zasługiwał w moich oczach na to miano, więc jak już był jakis, to był wujek (czasy dzieciństwa) , jak juz dorastałem i pojawił się jakiś, to był po prostu Pan i jego też w sumie zapamiętam jako Pan Mirek....
Nie miałem z nim jakis szczególnych relacji, wzorem do naśladowania też nie był, jedynym tematem o którym mogliśmy pogadać to nie inaczej.... była piłka nożna.
Czasem wymienialiśmy się doświadczeniami z wędkowania i sprzętem wędkarskim, i tez o grzybach pogadaliśmy, czasem o ogólnych sprawach, ale nic głębszego...
Mimo wszystko żył On z Moja Mamą długi okres czasu (dłużej niż Mama była z Ojcem do Jego śmierci), więc jaki by nie był , trochę ze soba przeszli i razem przeżyli , cos musiało ich łączyć....

Mam nadzieje że Mama jakoś przebrnie przez ten trudny okres i niech nigdy nie zapomina iż ma trójke dzieci, troje wnucząt i czwarte w drodze, więc ciągle wiele jest do tulenia, ściskania i rozpieszczania ....


wtorek, 30 października 2007

POBYT W POLSCE - ZALICZONY

_
minął wrzesień... minął październik.... zaliczyliśmy pobyt w Polsce (urlopem nie można tego nazwać). Masa spraw do załatwienia, a także codzienne zmienianie miejsca noclegu spowodowało, iż poza paroma chwilami spotkań z bliskimi, ten pseudo-urlop okazał się męczący. Trzeba też dodać iż z małym dzieckiem to człowiek już nie jest tak mobliny ;)

Patrzac pod kątem załatwionych spraw można się cieszyć, ponieważ większość z założeń została zrealizowana (m.in. papiery dla Leny, dowody, samochód). Co najbardziej bolało, to brak stałego kwaterunku. nie to że byliśmy bezdomni, bo spać było gdzie, ale na bukowym troche za daleko , a bez auta to uwięzieni. wystarczyła jedna podróż środkami komunikacji miejskiej na prawobrzeże , po której o mało co nie zmiażdżyłem Marcie barku, a Lena nie wypadła z wózka, która zdecydowała, iż trzeba na czas remontu auta zamieszkać w centrum.

Miejsc było sporo i chętnych znajomych również, ale nie u wszystkich były warunki na ugoszczenie na tydzień rodziny 2+1 , więc my niechcąc nikomu sie narzucać za wiele, parę nocy tu, parę nocy tam i tak jakoś przeszło ;) W międzyczasie z nieba spadł nam Remik użyczając swojego auta w miejsce naprawianego naszego Rovera. Auto typowo miejskie (czyt. małe) i z kierownicą z drugiej strony spowodowało u mnie, dziwne odczucia ;) Generalnie dałem radę. Stłuczek i wypadków nie zaliczyłem, tylko mi jakoś dziwnie lewa ręka cały czas waliła o drzwi w poszukiwaniu zmiany biegów .. ;)

Jedna z przyjemniejszych chwil , to mecz Polska - Kazachstan. I nie wynik jest tu głównym powodem radości (chociaż i on zadowala), ale spotkanie, może nie wszystkich znajomych twarzy , ale mocnej reprezentacji, dzięki której było napraawde dobrze ;)

Wyjazd ten był duzym sprawdzianem dla naszej małej księżniczki. Sama jazda samochodem (kilkunastogodzinna) mogły porządnie wstrząsnąc jej ułożonym światem, a tu jeszcze trzeba było spać codziennie w innym miejscu. Ku naszemu miłemu zaskoczeniu , Lena okazała się typem podróżnika, w drodzę nie męcząca za bardzo, nowe twarze witała zniewalającym usmiechem, a z zaśnięciem gdziekolwiek nie było większego problemu ;) chyba ważne było to, że tata i mama są obok a otoczenie schodzi na plan dalszy ;)


a gdy w końcu wrócilismy do Norwich, z naszych ust padło ,
"uff, nareszcie w domu ....."